Można wyobrazić sobie przyspieszone bicie serca Zofii, kiedy jako dwudziestodwulatka wchodziła na mównicę w czasie warszawskiego Zjazdu Kobiet w 1907 roku. Atmosfera jest wzniosła, wszak wszystkie zgromadziły się, aby świętować czterdziestolecie twórczości Elizy Orzeszkowej. Rygierowa (bo wtedy już zamężna) staje, patrzy na tłum debatujących kobiet i zaczyna mówić. Najpierw krytykuje starsze koleżanki, że rozmawiają od trzech dni o rzeczach oczywistych, a nie mają odwagi zająć się prawdziwymi problemami. Na przykład „zmianą cenzusu cnoty”. Pierwszy dzwonek prowadzącej obrady przerywający referentce – halo, a cóż to za słownictwo. Ale Zofia mówi dalej. Ze podpisuje się, co prawda, pod nadaniem praw wyborczych i równouprawnieniem w każdej dziedzinie życia, ale wymaga od „porządnych kobiet”, aby zaczęły mówić swoim własnym głosem. I przestały dzielić kobiety.
Dzwonek, po raz drugi, po raz trzeci. Zebrane, coraz bardziej poruszone, zaczynają głośno komentować. A Zofia na koniec, już z grubej rury: macierzyństwo nie może być jedynym celem erotyki, żądamy prawa do rozkoszy. Maria Konopnicka ze swoją towarzyszką, Marią Dulębianką, wstaje i ostentacyjnie wychodzi z sali obrad. Zofia krzyczy: „Chcemy całego życia!”, a hasło to staje się symbolem walki o prawa kobiet i jest aktualne jeszcze w XXI wieku. Szok, skandal. jak taka młoda dziewczyna może psuć uroczysty zjazd. Miny markotnieją, końcowe przyjęcie zmienia formę, a środowisko kobiece dzieli się na zwolenniczki wystąpienia (jak Maria Turzyma czy Iza Moszczeńska) i te oburzone. Niejaki doktor Miklaszewski, który inicjował kampanię zwalczającą prostytucję, powiedział, że Nałkowska żąda prawa do nierządu, że zachęca kobiety do rozwiązłości seksualnej, co prowadzi do upadku społecznego. Posypały się polemiki, komentarze, dyskusje kawiarniane i na łamach pism. Co to niby znaczy „całego życia”? A po co kobiecie aż tyle? […].
Sylwia Chutnik, Granice odpowiedzialności [fragm.],
(w:) Sylwia Chutnik, Warszawa kobiet,
Warszawa 2011, s. 254