Przychodzi mi na pamięć takie oto jedno lato, zamknięte w puszczach leśnych nad rzeką Teterewem, dżdżyste i grzybne, mokre i samotne; miałem wtedy szesnaście lat. Cóż za objawienia! W leśnej głuszy brzmiały wówczas beethovenowskie sonaty, grane na prastarym fortepianie, i – jak błyskawice, rozjaśniające duszne i burzliwe niebo – książki. Repertuar ich może wyda się dzisiejszej młodzieży nieco naiwny lub przestarzały, ale dla moich szesnastu lat to były wstrząsy niezapomniane. A w tym wieku czyta się przecież bez żadnego wyboru, pochłania wszystko, co pod rękę wpadnie. „Wiosenne Wody” Turgieniewa, „Bracia Karamazow”, „Portret Doriana Graya”, „Gotyckie Pokoje” Strindberga, „Ad Astra” Orzeszkowej i Romskiego – tytuły książek bezładnie cisną mi się na usta. Trudno mi było wówczas ustalić ich hierarchię. A i dziś jeszcze z tą lekturą związanych jest dla mnie tyle afektów, tyle namiętności, że niełatwo mi jest wśród nich przebierać i jakąś hierarchię między nimi ustalić. Jeżeli do tego dodamy pierwsze objawienia poezji francuskiej i rosyjskiej, Moréasa i Błoka – można będzie zrozumieć, czym się stało owo lato. Czytaj dalej „Jarosław Iwaszkiewicz”