29 stycznia – 101.rocznica śmierci Wacława Nałkowskiego

Pogrzeb Wacława Nałkowskiego

W nastroju poważnym i żałobnym, w głębokiem skupieniu, wielotysięczny tłum, złożony przeważnie z przedstawicieli wszystkich sfer postępowych naszego miasta – podążyli wczoraj za trumną zgasłego przedwcześnie znakomitego uczonego, pedagoga i geografa polskiego, Wacława Nałkowskiego.

Wyprowadzenie zwłok odbyło się z mieszkania zmarłego przy ul. Wielkiej.

Około g. 4 po poł. przyjaciele i najbliżsi towarzysze pracy wynieśli zwłoki Nałkowskiego, złożone w skromnej, czarnej trumnie, bez krzyża, i złożyli na równie skromnym karawanie.

Wieko trumny pokryły wieńce od osieroconej rodziny, przyjaciół oraz towarzystw kulturalnych, społecznych i oświatowych. Pomiędzy innemi złożyły wieńce następujące instytucyje: Towarzystwo Kultury polskiej, Związek nauczycielski, Stowarzyszenie Nauczycielstwa polskiego, Towarzystwo Krajoznawcze z nap.: „Znakomitemu ziemioznawcy” i słuchacze Kursów Naukowych z nap.: „Bojownikowi wiedzy i postępu”. Wyróżniała się pomiędzy wieńcami – wspaniale symbolizująca żywot zmarłego – cierniowa korona z czerwoną wstęgą, opatrzoną napisem: „Tytanowi Ducha” – bo zaiste ciernistym był szlak, którym kroczył Nałkowski do światła, prawdy i wszechwiedzy.

Kondukt pogrzebowy, bez udziału duchowieństwa, poprzedzały delegacje uczniów szkół: Kujawskiego, Piotrowskiego, im. Staszica, Rychłowskiego, Górskiego, Konopczyńskiego, handlowej Zgromadzenia kupców i Kultury polskiej.

Wśród ciszy podniosłej kroczył łtumny orszak przez miasto, nie malejąc aż do samych Powązek, pomimo przejmującego mrozu.

Zmrok już zapadł zupełny, gdy pochód stanął u bramy cmentarza Powązkowskiego; tu przyjaciele ponieśli na barkach czcigodne szczątki i złożyli w katakumbach.

Młodzież szkolna trzymając wieńce, utworzyła zwarte szpalery, którymi otoczyła miejsce wiecznego spoczynku Nałkowskiego.

Nad grobem pierwszy przemówił:

Antoni Sujkowski

Powołany przez sekcyję geogr. Polskiego Związku Nauczycielskiego do wypowiedzenia kilku słów pożegnalnych nad zgasłym Wacławem Nałkowskim, nie czuję się na siłach do oceny tego „tytana myśli”, „męczennika nauki – bojownika postępu”, jak słusznie głoszą napisy na wstęgach i jeszcze słuszniej mówi o tem wieniec z cierni uwity. Czuję, że nie mogę ogarnąć wzrokiem tego wielkiego ducha, którego zjawienie się w naszem społeczeństwie jest zagadką. Jakto? Przecież od lat 200 nasze warunki nie sprzyjają pracy umysłowej, a on był takim olbrzymem ducha, od lat kilkudziesięciu wszechstronne godzenie się i uginanie przed wszystkiem nie sprzyjało charakterom mocnym, w swej prawości jednolitm, a ten duch podniosły całem życiem swojem świeci, jak słup ognisty, niestety, na pustyni społecznej.

Zawodowo Wacław Nałkowski był uczonym na niwie geograficznej.

Kiedy w początku 1887 roku polska publiczność, czytająca dostała do ręki „Geografię rozumową” W. Nałkowskiego, to zdziwienie ogarnęło umysły, a słuszniej światło olśniło oczy do mroków przywykłe. W tem dziele, którego wówczas nawet zrozumieć nie potrafiono, autor okazał się nie na wysokości wiedzy geograficznej Eur. Zach., lecz znacznie ją wyprzedził, a cóż dopiero mówić o naszem społeczeństwie, gdzie wiedza zwykle spóźniona okruchami dochodzi z Zachodu. W tym samym roku „Rys geografii ziem Polski” rzucał podstawy do naukowego zrozumienia dziejów naszych. W parę lat później wydana „Geografia poglądowa” uczyła świat pedagogiczny, jak trzeba uczyć geografii i tu znowu swemi pomysłami wyprzedzał uczonych Eur. Zachodniej. Tak samo w tych trzech pracach, jak i w szeregu szkiców, zebranych pod wspólnym tytułem „Ziemia i człowiek”, jak również i w „Dziejach ziemi” W. Nałkowski wyprzedzał naukę i gdyby te prace były drukowane po francusku, niemiecku, lub angielsku to droga jego życia nie tylko nie byłaby tak strasznie cierniowa, jak to wszyscy widzieliśmy w rzeczywistości, lecz każde z tych społeczeństw byłoby dumne z takiego uczonego, a na pewno znalazłyby się środki i instytucyje społeczne, któreby mu kazały być przewodnikiem dla młodych uczonych, aby światło, bijące od jego umysłu, nie ginęło dla społeczeństwa bezużytecznie. W naszem ubogiem społeczeństwie, nieliczne instytucje nie umiały go ocenić, a ludzie nawet najlepsi z pośród bezstronnych przez niego dopiero byli kształceni. Przez całe życie zabójcza dla twórczości praca literacka od wiersza i łamanie się wszelkiemi przeszkodami, wprawdzie ani na chwilę nie nadwyrężyły hartu ducha, ale wydajność pracy naukowej zmniejszyły. Tytan ducha, nie mogący przełamać otoczenia – oto los tego uczonego. Cechy jego naukowe: zamiłowanie prawdy i bezwzględne ich wypowiadanie, przejęły na wskroś jego istotę, a przeniesione w sferę prac jego osobistych, uczyniły zeń wcielenie prostoty i prawości, ale że w tym wypadku różnił się od skarlałego, śród drobnych trosk, ogółu jeszcze bardziej, niż na niwie nauki – stąd też płynęła jego krytyczna zgryźliwość i pozorny pesymizm. Zastrzegam najmocniej, że ten męczennik nauki nie był pesymistą, on miał w sobie coś z najszlachetniejszego typu nacyonalisty z końca 18-go wieku, wierzył w umysł ludzki i w potęgę człowieka przyszłości, on nawet przypuszczał, że w najodleglejszych epokach przyszłości zmniejszenie energii słonecznej będzie zrównoważone przez potęgę ducha ludzkiego, wyrażoną w postępie technicznym i społecznym tak wielkim, o jakim nasza wyobraźnia nie może dać pojęcia. Na niwie nauki tak sobie wystawiam W. Nałkowskiego: na wyjałowionym od paru set lat polu, gdzie nic rodzić się nie chce, a pożyteczne ziarna zbożowe wyradzają się w nikłe trawki, jakimś cudem zjawia się olbrzymi kłos pszeniczny, przepełniony ziarnem dorodnem. Inaczej go sobie wystawiam w zakresie charakteru: gdy burze i wichury nie pozwalają wyrosnąć drzewom, karląc ich pędy i czyniąc giętkimi na wszelki podmuch wiatru, wśród tych wycinków i nieużytecznych krzewin jakimś cudem sterczy dąb wyniosły, on rozumie dlaczego krzewina jest tak nikłą i giętka, czyni jej wyrzuty, lecz pragnie aby wyrastał nowy las, prosty i mocny, któreby swymi wierzchołkami świat ciągnął do światła.

Mickiewicz rzuca przekleństwo narodom, co własne mordują proroki; zapewne nasze społeczeństwo nie za wszystko odpowiada, co się w niem dzieje, ale jednakże los W. Nałkowskiego budzi robaka zgryzoty w sumieniach ludzkich. Tej miary umysł winien był lepiej być spożytkowanym przez nasze ubogie społeczeństwo, a tej miary charakter winien był mocniej świecić w czasach tak pozbawionych wszelkiej mocy ducha. Zgasł w sile wieku niedoceniony, a skromni jego uczniowie, przejmujemy się jego optymizmem, jego wiarą w przyszłość i wierzymy, ze ziarna przezeń rzucone, będą wschodziły i pleniły się, wierzymy, że jak nad śmiercią nowe zapanowywa życie, tak po niedocenieniu za życia W. Nałkowskiego, nastąpi po jego zgonie zmiana, i światło jego ducha coraz dalsze będzie zataczało kręgi.”

Z kolei przemówił:

p. Janusz Korczak

Są groby, nad którymi pochylasz głowę w zadumie; są groby, które łzami rosisz; są inne, które oskarżają. Pierwsze mówią: ,,Ot, życie ludzkie”. Drugie: ,,Szkoda, że ciebie już wśród nas nie będzie”. Inne wreszcie, jak pokrzywdzone sumienie twardym głosem wyliczają winy tych, którzy krzywdzili, nie docenili, zabili. Zaliczać grób Nałkowskiego do tej trzeciej kategorii – to znieważyć pamięć zmarłego. Hartowny duch, nie na waszą i naszą miarę skrojony, nie wolno rozumować nad nim własnymi, małymi myślami i ambicjami. „Gdyby Nałkowski urodził się w Niemczech, we Francji…” – jąkają mali ludzie… Byłoby to samo. Przeszedłby pogodnie uśmiechnięty, zapatrzony we własne dumne szczyty nie zauważyłby małych ludzi. Nie narzucajmy mu własnych myśli, bo to n a m wstyd przynosi. Nałkowski, jeśli się gniewał, to, że nie znamy cudownej chwili, gdy z chaosu świat się rodził; jeśli groził, to tajemnicy gwiazd, jeśli marzył to o wiernościach, które mierzą się miarą stuleci i przestrzeniami tysięcy kilometrów. One mu były bratem i kochanką, wrogiem i przeciwnikiem. Tych naszych – ach, toć żył wśród nich – jeśli dokuczyli, zbywał skrzywieniem ust. Ot, cierń drobny i naprzykrzony.

Zmarł człowiek szczęśliwy, który żył, jak chciał, i umarł, jak pragnął – na szpitalnym łożu.

Nie powalili go ci, którzy mu hymny pochwalne teraz jękliwie śpiewają, którzy żyli i tyli okruchami jego myśli, którzy go nie dostrzegali, bo zbyt ich przerastał. On nie walczył z nimi. On ich łagodnie usunął z drogi własną dobrotliwą dłonią. Powaliła Nałkowskiego śmierć. Cieszyliśmy się, że żyje wśród nas, radujmy się, że żył, że był na Polskiej ziemi.

Ceremonii religijnej przy złożeniu zwłok nie było.

Uroczystość pogrzebowa była wyrazem hołdu, oddanym przez społeczeństwo postępowe zasługom Nałkowskiego, nie tylko jako uczonego, lecz jako człowieka, który w ciągu całego swojego żywota był niezmordowanym i nieugiętym bojownikiem najwznioślejszych ideałów prawdy, postępu i ducha niepodległego.

Zarazem pogrzeb miał charakter wybitnie postępowy, zgodny z głębokiemi przekonaniami zmarłego.

Nowa Gazeta; Wydanie poranne. – Nr 51.;
Warszawa, Środa 1 Lutego, 1911 roku
Cały artykuł